Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 303.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sam sobie wymierzył sprawiedliwość — zauważyła kobieta, myśląc głośno.
— Co? Ach! tak! Wyrzuty sumienia! — mruknął Razumow z dwuznaczną pogardliwością.
— Nie sądź go tak surowo, Cyrylu Sidorowiczu, dlatego, że stracił pan przez niego przyjaciela. — Nie było cienia miękkości w jej głosie, tylko czarny blask jej oczu zdawał się jakby na chwilę oderwany od mściwych obrazów. — To był człowiek z ludu. Prosta dusza rosyjska jest zawsze skłonna do skruchy. Trzeba o tem pamiętać.
— Na pociechę? — podchwycił Razumow pytająco.
— Przestań szydzić! — wybuchnęła z uniesieniem. — Pamiętaj pan, Razumowie, że kobiety, dzieci i rewolucjoniści nienawidzą ironji, która jest zaprzeczeniem wszelkich zbawczych instynktów, wszelkiej wiary, wszelkiego poświęcenia, wszelkiego czynu. Nie szydź! Zaprzestań! Nie wiem, doprawdy, czem się to dzieje, ale są chwile, kiedy pan mi jesteś wstrętnym!
Odwróciła twarz. Nastąpiła chwila martwego milczenia, jak gdyby całe naprężenie sytuacji wyładowało się w tym wybuchu. Razumow ani drgnął. Nagle Zofja Antonowna dotknęła końcami palców jego rękawa.
— Nie zważaj pan na to!
— Nie zważam — odpowiedział bardzo spokojnie.
Uczuł się dumnym, że ta kobieta nic z jego twarzy wyczytać nie potrafi.
To go ułagodziło, przyniosło mu bodaj chwilową ulgę w tem mętnem przytłoczeniu, jakie go gnębiło. I nagle zadał sobie pytanie:
— Poco ja tam, u djabła, chodziłem do tego domu? To była dopiero głupota.
Ogarnął go głęboki niesmak. Zofja Antonowna nie od-