Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 304.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chodziła i zaczęła mówić tonem przyjacielskim, pojednawczo, opowiadając w dalszym ciągu o owym sławetnym liście i bardzo drobiazgowych szczegółach, odnoszących się do Ziemianicza, którego jej korespondent nigdy nie widział. Pochowano „ofiarę wyrzutów sumienia“ na kilka tygodni przedtem, nim autor zaczął uczęszczać do owego domu. Zawierał on — ten dom — sporo bardzo dobrego materjału rewolucyjnego. Duch bohaterskiego Haldina wniknął w te siedliska bezdennej nędzy z obietnicą powszechnego zadośćuczynienia za wszystkie krzywdy i niedole, nękające ludzkość. Razumow słuchał, nie słysząc, nurtowany żądzą bezpieczeństwa bez tej poniżającej potrzeby kłamstwa, które chwilami wydawało mu się nie do zniesienia.
Nie. To, czego się pragnął dowiedzieć, nie wysnuje się nigdy z rozmowy. Nie było sposobu potrącić o ten przedmiot. Zaczął żałować, że nie przygotował sobie na użytek zagranicy jakiejś historyjki, w której jego nieszczęsna bytność w owym domu znalazłaby jakieś usprawiedliwienie. Ale gdy opuścił Rosję, nie wiedział, że Ziemianicz powiesił się. I, w każdym razie, kto mógł powiedzieć, że ów „korespondent“ trafi do tej właśnie spelunki, ze wszystkich spelunek, oczekujących zniszczenia w oczyszczającym ogniu rewolucji socjalnej? Ktoby to był powiedział? Nikt!
„To iście djabelska niespodzianka“ myślał Razumow, spokojny w swej postawie nieprzeniknionej wyższości, potakując uwagom Zofji Antonowny o psychologii „ludu“. „O, tak — istotnie“ wtórował chłodno, doznając nerwowego swędzenia w palcach, by wydrzeć jej z gardła upragnioną wiadomość.
I dopiero w ostatniej chwili, na odchodnem, kiedy już nastąpiło w nim niejako odprężenie, Zofja Antonowna potrąciła o tak bardzo obchodzącą go sprawę. Jak do tego