Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 305.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przyszło, mógł tylko zgadywać, bo umysł jego uległ roztargnieniu w owym momencie, ale musiało to wyniknąć z utyskiwań Zofji Antonowny na nielogiczną głupotę ludu. Naprzykład ten Ziemianicz. Był skończonym niedowiarkiem, drwił z religji, a jednak w ostatnich tygodniach życia uroił sobie, że mu się ukazał djabeł i wybił go.
— Djabeł — powtórzył Razumow, jak gdyby się przesłyszał.
— Tak. Djabeł we własnej osobie. Słusznie możesz się dziwić, Cyrylu Sidorowiczu.
Tego samego dnia, kiedy zaaresztowano biednego Haldina, wczesnym wieczorem zjawił się jakiś nieznajomy i zbił na kwaśne jabłko Ziemianicza, kiedy ten leżał pijany na śmierć w stajni. Biedaczysko miał całe ciało w sińcach. Pokazywał je mieszkańcom domu.
— Ale pani, Zofjo Antonowno, pani nie wierzy w rzeczywistego djabła?
— A, ty? — odparła krótko kobieta i mruknęła sama do siebie: — Wystarczy złych ludzi, gorszych od djabłów, by ziemię w piekło zamienić.
Razumow popatrzył na nią, siwowłosą lecz krzepką, z głęboką brózdą pomiędzy brwiami i czarnemi oczyma, patrzącemi w dal bezcelowo. Widocznie niewiele sobie robiła z tej historyjki, chyba że i ta obojętność była szczytem przewrotności z jej strony.
— Jakiś młody brunet — tłumaczyła dalej. — Nigdy przedtem ani potem nie widziany. Dlaczego się pan uśmiecha, Razumowie?
— Dlatego, że djabeł pozostał młodym po tylu wiekach — odpowiedział spokojnie. — Ale któż go mógł opisać, skoro Ziemianicz, jak pani powtórzyła, był pijany na śmierć i spał?