Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 322.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stąd wolny jak ptak, ale to nie przeszkadza, że wkońcu wrócisz do nas.
— Ja! Ja! — wykrzyknął Razumow tonem zaprzeczenia i przerażenia.
— Tak. Ty sam, Cyrylu Sidorowiczu — powtórzył urzędnik z głębokiem przeświadczeniem. — Powrócisz do nas. Niektórzy z największych naszych ludzi musieli to wkońcu uczynić.
— Naszych największych ludzi — powtórzył Razumow oszołomiony.
— Tak... istotnie. Naszych największych ludzi... Do widzenia.
Razumow opuścił pokój i drzwi zamknęły się za nim. Ale nim doszedł do końca korytarza, posłyszał ciężkie kroki i głos wołający, aby się zatrzymał. Odwrócił głowę i ujrzał, że radca Mikulin we własnej osobie goni za nim. Wysoki urzędnik biegł lekko zadyszany, jak zwykły śmiertelnik.
— Chwileczkę? Co do tego, o czem mówiliśmy teraz, to będzie jak Bóg da. Ale może się zdarzyć, że będę pana potrzebował znowu. Nie dziw się pan, Cyrylu Sidorowiczu. Tak; znowu... dla pewnych wyjaśnień.
— Ależ ja nic nie wiem — wybełkotał Razumow. — Ja absolutnie nie mógłbym nic wiedzieć.
— Kto zaręczy? Rzeczy tak dziwnie składają się czasem. Kto zgadnie, co nam dzisiejszy dzień jeszcze przynieść może, zanim się skończy. Pan stałeś się już raz narzędziem Opatrzności. Uśmiechasz się, Cyrylu Sidorowiczu. Jesteś un ésprit fort. (Razumow wcale nie czuł, że się uśmiecha). Ale ja wierzę mocno w Opatrzność. Takie wyznanie w ustach starego, zahartowanego w służbie urzędnika brzmi może śmieszne. Ale pan sam uznasz to kiedyś.