Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 342.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nym wagonie, zapchanym śpiącymi i kiwającymi się na wszystkie strony pasażerami, wstał, opuścił trochę okno i wyrzucił na wielką, zaśnieżoną płaszczyznę brunatny pakiecik. Poczem usiadł i pozostał tak, otulony płaszczem, bez ruchu.
— Dla ludu — myślał, patrząc w okno. Ogromna, biała pustynia zmarzłej, twardej ziemi przesuwała się przed jego oczyma bez śladu życia ludzkiego.
Wyrzucenie pakiecika był to czyn na jawie, a potem sen pochwycił go na nowo: Prusy, Saksonja, Wurtemberg, twarze, widoki, słowa, wszystko sen, obserwowany z gniewną, skupioną uwagą. Zurych, Genewa — wciąż sen, doprowadzający do ostrego śmiechu, do wściekłości, do śmierci — z dręczącą obawą zbudzenia się wkońcu...


II

— Może takie właśnie jest życie — myślał Razumow, przechadzając się tam i napowrót pod drzewami wysepki, sam jeden z bronzowym posągiem Jana Jakuba Rousseau. — Sen i obawa.
Ściemniło się zupełnie. Zapisane i wydarte z notesu kartki były pierwszym owocem jego zadania. To nie było snem. Zawierały zapewnienie, że on, Razumow, znajdował się w przededniu ważnych odkryć: „Sądzę, że nic już nie stoi na przeszkodzie, aby mnie przyjęto zupełnie“.
Streścił na tych kartkach swoje wrażenia, niektóre rozmowy i nawet posunął się tak daleko, że dodał: „Ale, ale, odkryłem osobistość tego straszliwego N. N. Wstrętne, brutalne bydlę. Jeżeli dowiem się czegoś o jego przyszłych zamiarach, prześlę ostrzeżenie“.
Nicość tego wszystkiego zaciążyła na nim jak prze-