Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 357.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

postacią. Dziennik nie przytaczał żadnych szczegółów, ale wiadomem było, że zagraniczne partje rewolucyjne udzieliły pomocy, wysłały emisarjuszy, że nawet znalazły się pieniądze na wyprawienie parowca z ładunkiem broni, na którym spiskowcy mieli wtargnąć do prowincyj nadbałtyckich. I podczas gdy przebiegałem oczyma te skąpe, niedokładne wzmianki (któremi świat mało się interesował), przyszło mi na myśl, że starej, zorganizowanej Europie danem było w mojej osobie, jako towarzyszowi tej młodej Rosjanki, rzucić okiem za kulisy. Krótki to był i dziwny rzut oka, tam, na najwyższem piętrze wielkiego hotelu; oto wielki mąż we własnej osobie; w kącie nieruchomy, pękaty kształt mordercy żandarmów i szpiegów; Jakowlicz, weteran dawnych stowarzyszeń terorystycznych; kobieta z włosami tak prawie białemi jak moje i pełnemi życia, czarnemi oczyma; wszystko to pogrążone w półcieniu, z jasno oświetloną mapą Rosji na stole. Kobietę miałem sposobność zobaczyć ponownie. Gdyśmy czekali na windę, wybiegła na korytarz z oczyma utwionemi w twarzy panny Haldin, odciągnęła ją na bok, jak gdyby dla udzielenia poufnej wiadomości. Rozmowa nie była długa. Parę słów zaledwie. Zjeżdżając windą, Natalja Haldin nie przerwała milczenia. Odezwała się dopiero wówczas, gdy znaleźliśmy się poza obrębem hotelu, i szli wybrzeżem w rzeźwej ciemności, pocentkowanej nadbrzeżnemi światłami, odbijającemi się w czarnej wodzie małego portu po lewej stronie, i z szeregiem wielkich hoteli po prawej.
— To była Zofja Antonowna. Pan wie kto to taki?
— Tak; wiem. Sławna...
— Ta sama. Pokazało się, że gdy wyszliśmy, Piotr Iwanowicz powiedział im, czego od niego chciałam. I dlatego za nami wybiegła. Przedstawiła mi się i rzekła: „Jest