Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 378.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sposób, w jaki wyrażała się o panu, był nadzwyczaj życzliwy — zauważyła panna Haldin, przeczekawszy chwilę.
— Takie pani odniosła wrażenie? A to jest przecież najinteligentniejszy umysł z całej bandy... Rzeczy tedy idą jak najlepiej. Wszystko sprzysięga się, żeby... Ach! ci spiskowcy! — mówił zwolna, pogardliwym tonem — owładną oni panią, ani się pani spostrzeże. Wie pani, Nataljo Wiktorowno, że ja sam z największym trudem uchroniłem się od przesądnej wiary w działającą Opatrzność. Jest w tem coś nieprzepartego. Albo, zostaje druga ostateczność: djabeł we własnej osobie, djabeł naszych prostodusznych przodków. Ale on się już przeżył, stary Ojciec Kłamstwa — nasz patron narodowy, nasz bóg domowy, którego zabieramy z sobą, gdy jedziemy zagranicę. Przeżył się... Albo ja nie jestem dość prostoduszny... W tem rzecz cała. Powinienem był wiedzieć... I wiedziałem! — dodał z wyrazem rozdzierającego bólu, który przewyższył moje zdumienie.
„Ten człowiek zwarjował!“ pomyślałem z przestrachem.
W chwilę potem wywarł na mnie szczególniejsze wrażenie, którego niepodobna podciągnąć pod normę przeciętnych określeń. Było to tak, jak gdyby pchnął się sztyletem gdzieś na ulicy i przyszedł nam to pokazać; niedość na tem: jak gdyby obracał nóż w ranie i patrzył, jak to wygląda. Takie było to wrażenie, uzmysłowione w słowach. I nie można się było oprzeć pewnemu porywowi litości. Co do mnie jednak to przedewszystkiem współczułem pannie Haldin już i tak głęboko dotkniętej w jej najdroższych uczuciach. Jej postawa, jej twarz wyrażały współczucie, walczące z powątpiewaniem i trwogą.
— Co panu jest, Cyrylu Sidorowiczu! — wykrzyknęła z odcieniem tkliwości w głosie.