Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 379.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odpowiedział; wpatrywał się tylko w nią, jakby z całkowitem skupieniem wszystkich władz w czemś, co u szczęśliwego kochanka mogło nosić nazwę ekstazy.
— Dlaczego patrzy pan na mnie w ten sposób, Cyrylu Sidorowiczu? Ja zbliżyłam się do pana z całą otwartością... A teraz muszę jasno zdać sobie sprawę...
Umilkła, jak gdyby chcąc mu dać czas do powiedzenia wreszcie czegoś, co byłoby godne tej wiary egzaltowanej, jaką pokładała w przyjacielu brata. Milczenie jego stało się znaczącem, jakby zapowiedź doniosłego postanowienia.
Wkońcu panna Haldin podjęła niemal prosząco:
— Wyczekiwałam pana z takiem upragnieniem. Ale teraz, kiedy powodowany dobrocią, przyszedł pan do nas, przeraża mnie pan. Mówi pan tak zagadkowo. Wydaje mi się, jak gdyby pan coś krył przede mną.
— Niech mi pani powie, Nataljo Wiktorowno — wymówił wreszcie dziwnym, bezdźwięcznym głosem, — kogo tam pani widziała?
Drgnęła, jak gdyby zawiedziona w oczekiwaniu.
— Gdzie? U Piotra Iwanowicza? Był pan Laspara i trzy inne osoby.
— Aha! Przednia straż wielkiego spisku! — mruknął sam do siebie — Piastunowie iskry, mającej sprowadzić wybuch, który wstrząśnie podstawami bytu miljonów ludzi poto, żeby Piotr Iwanowicz został Głową Państwa.
— Przekomarza się pan ze mną — rzekła. — Nasz ukochany powiedział mi kiedyś, bym pamiętała, że ludzie służą zawsze czemuś wyższemu od nich samych — idei.
— Nasz ukochany — powtórzył zwolna. Wysiłek, jaki czynił, żeby okazywać się niewzruszonym, pochłaniał wszystkie siły jego duszy. Stał przed nią, jak człowiek zaledwie