Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 384.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nietknięte. Patrzyłem na szeroką linię jego ramion, na ciemną głowę, na zadziwiającą nieruchomość jego członków. U jego stóp welon, upuszczony przez pannę Haldin, wyglądał przedziwnie czarno w białej surowości światła. Patrzył na niego jak urzeczony. Raptem, schyliwszy się, z błyskawiczną szybkością porwał go i obu rękoma przycisnął do twarzy. Coś, może zdziwienie, przesłoniło mi oczy, tak że zdawało się, iż zniknął, zanim się poruszył.
Trzaśnięcie drzwiami przywróciło mi wzrok i patrzyłem znowu na puste krzesło w pustym przedpokoju. Wtem, znaczenie tego, co widziałem przed chwilą, uderzyło we mnie jak obuchem. Schwyciłem Natalję Haldin za ramię.
— Ten nędznik zabrał pani welon! — krzyknąłem, przerażony okropnością odkrycia. — Ten...
Reszta została niewypowiedziana. Odwróciłem się i patrzyłem na nią z milczącą zgrozą. Ręce jej spoczywały na kolanach martwo, dłońmi do góry. Podniosła zwolna szare oczy. Snuły się po nich zjawiające się i niknące cienie, jak gdyby czysty płomień jej duszy zmącił się wreszcie w przeciągach zatrutego powietrza tego ciemnego ogromu, który ją za swoją uznawał i którego cnoty nawet przekształcały się w zbrodnie w cynizmie ucisku i buntu.
— Nie można być nieszczęśliwszą... — Znękany szept jej głosu napełniał mnie przerażeniem. — Nie można... Czuję, że serce moje lodowacieje.


IV

Razumow szedł prosto do domu po lśniącym wilgocią bruku. Burza rozpętała się nad jego głową; dalekie błyskawice ślizgały się po milczących domach i pozamykanych sklepach ulicy de Carouge, a po każdym błysku dawał się