Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 388.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił o pani, o twojej samotności, a każde słowo tego twego przyjaciela podżegało mnie do nieprzebaczalnej zbrodni ukradzenia duszy. Czyżby to szatan sam przybrał postać tego starego Anglika? Nataljo Wiktorowno, ja byłem opętany. Przychodziłem codziennie patrzeć na ciebie i pić w twojej obecności truciznę mego nikczemnego zamiaru. Ale przewidywałem trudności. A potem Zofja Antonowna, o której nie myślałem, bo wyszła mi zupełnie z pamięci — zjawia się nagle z tą opowieścią z Petersburga, tą jedyną rzeczą, jaka mi była potrzebną, by zapewnić mi bezpieczeństwo, pozyskać na zawsze bezwzględne zaufanie rewolucjonistów“.
„Było to tak, jak gdyby Ziemianicz powiesił się jedynie dlatego, by mi dopomóc do dalszej zbrodni. Potęga fałszu stała się niezwyciężoną. Ci ludzie ulegli głupocie i złudzeniu, jakie w nich tkwiły, bo oni sami byli niewolnikami kłamstw. Nataljo Wiktorowno, i ja uległem tej potędze, rozkoszowałem się nią. Któż mógłby się jej oprzeć. Ty sama miałaś być nagrodą. Siedziałem sam w pokoju, układając plany na przyszłość, o których myśl sama przejmuje mnie teraz dreszczem, jak człowieka wierzącego, którego opanowała pokusa popełnienia straszliwego świętokradztwa. Ale w danej chwili tonąłem namiętnie w tych rojeniach. Tylko raz po raz chwytało mnie coś za gardło, jak gdybym się dusił. A przytem lękałem się matki pani. Ja mojej nigdy nie znałem. Nie znałem nigdy żadnej miłości. Jest coś w samem tem słowie... Ciebie nie lękałem się — przebacz, że ci to mówię. Nie, ciebie nie. Byłaś samą prawdą. Nie mogłaś mnie podejrzewać. Co się tyczy twojej matki sama lękałaś się już, że jej umysł obłąkał się z rozpaczy. Któż mógł uwierzyć czemukolwiek przeciwko mnie? Alboż Ziemianicz nie powiesił się z wyrzutów su-