Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 391.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

północy zerwał się i zbiegł ze schodów, jak gdyby był pewny, że siłą przeznaczenia drzwi same się otworzą przed koniecznością jego wyjścia. Jakoż, gdy znalazł się na dole, parę zamieszkałych w tym domu a zapóźnionych osób otwarło te drzwi: dwóch mężczyzn i kobieta. Razumow przemknął się koło nich i z podmuchem wiatru wybiegł na ulicę. Tamci przestraszyli się bardzo. Światło błyskawicy pozwoliło im zobaczyć go, jak szedł szybko chodnikiem. Jeden z mężczyzn krzyknął za nim i chciał się puścić w pogoń, ale kobieta poznała go.
— Daj pokój. To ten młody Rosjanin z trzeciego piętra.
Ciemność wróciła i zabrzmiał grzmot, niby wystrzał, ostrzegający o jego ucieczce z więzienia kłamstw.
Razumow musiał słyszeć w swoim czasie, a teraz przypomniał sobie mętnie, że tego wieczoru miało być zebranie rewolucjonistów u Juljusza Laspary. W każdym razie poszedł tam prosto i bez wahania zadzwonił do drzwi frontowych, które, oczywiście, były zamknięte. Po stromej pochyłości ulicy spływała woda, gęsto padający deszcz owijał go jak błyszcząca zasłona w świetle błyskawic. Razumow był zupełnie spokojny i w przerwie pomiędzy grzmotami słuchał uważnie, jak dzwonek dźwięczał delikatnie gdzieś w głębi domu.
Wpuszczono go nie bez trudności. Ten z pomiędzy obecnych, który ofiarował się zejść nadół i zobaczyć o co chodzi, nie znał go osobiście. Razumow wytłumaczył mu cierpliwie, że nie może być nic złego w przyjęciu gościa i że ma coś do powiedzenia towarzystwu na górze.
— Czy coś ważnego?
— To słuchacze osądzą.
— Pilne?