Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 396.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lepiej będzie dla ciebie, jeśli odejdziesz teraz — wyrzekł jakiś łagodny, smutny głos.
Razumow otworzył oczy. Mówiący tak łagodnie był mężczyzną w podeszłym wieku, o pięknych, bujnych włosach, tworzących srebrzystą aurelę dokoła jego bystrej, inteligentnej twarzy.
— Piotr Iwanowicz będzie powiadomiony o twojem wyznaniu i dadzą ci znać...
Poczem, zwracając się do stojącego w pobliżu Nikity, przezwanego Necatorem, dodał szeptem:
— Cóż innego nam pozostaje? Po takim dowodzie szczerości nie może już być niebezpiecznym.
Tamten mruknął:
— Lepiej upewnić się o tem, znim go puścimy. Zostawcie to mnie. Umiem sobie radzić z takimi jegomościami.
Zamienił znaczące spojrzenia z paroma z obecnych, którzy kiwnęli głowami, i zwracając się do Razumowa, rzekł szorstko:
— Słyszałeś! Nie jesteś już potrzebny. Czemu nie idziesz?
Siedząca na straży Lasparówna wstała i obojętnie usunęła krzesło z drogi. Popatrzyła sennie na Razumowa, który drgnął, rozejrzał się dokoła pokoju i przeszedł koło niej zwolna, jak gdyby uderzony nagłą myślą.
— Proszę, abyście wzięli to pod uwagę — rzekł już w sieni, — że mogłem milczeć. Dziś właśnie stanąłem po raz pierwszy na zupełnie pewnym gruncie pośród was, dziś wyswobadzam się z kłamstwa, z wyrzutów sumienia i żadna ludzka istota nie ma nade mną władzy na tym świecie.
Odwrócił się plecami do pokoju i poszedł ku schodom, ale usłyszawszy za sobą gwałtowne trzaśnięcie drzwi, spojrzał