Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 401.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy już było po wszystkiem, usunąłem się. Panna Haldin miała wtedy koło siebie swoich rodaków, którzy tłumnie zeszli się na pogrzeb. Ja, oczywiście, byłem także ale potem trzymałem się znów zdaleka, dopóki nie otrzymałem krótkiego liściku, wynagradzającego moją abstynencję:
„Zrobię tak, jakby pan sobie życzył. Wracam niezwłocznie do Rosji. Wiem już, co mam czynić. Przyjdź pan mnie pożegnać“.
Zaiste była to nagroda za moją dyskrecję. Poszedłem po nią natychmiast. Mieszkanie przy Boulevard des Philosophes nosiło ślady rychłego odjazdu. Wyglądało smutno i jakby już pusto w moich oczach.
Stojąc, zamieniliśmy kilka słów o jej zdrowiu, o mojem, parę uwag o osobach należących do kolonji rosyjskiej, poczem Natalja Haldin, usadowiwszy mnie na sofie, zaczęła mówić otwarcie o swojej przyszłej pracy, o swoich planach. Wszystko tedy miało być, jak sobie życzyłem. I już do końca życia. Nigdy więcej nie mieliśmy się zobaczyć. Nigdy!
Ukryłem w głębi piersi to powodzenie. Natalja Haldin wydała mi się jakby dojrzałą w ogniu jej jawnych i tajemnych doświadczeń! Założywszy ręce na piersiach, chodziła tam i napowrót po całej długości pokoju, mówiąc powoli, z gładkiem czołem i pełnym stanowczości profilem. Wydawała mi się jakąś nową istotą, zdumiewając mnie powagą i wstrzemięźliwością w głosie, ruchach i obejściu. Była jakby uosobieniem skupionej niezależności. Siła jej natury wyszła na jaw, ponieważ ukryte głębie zostały poruszone.
— Możemy mówić o tem teraz oboje — zauważyła po krótkiem milczeniu, zatrzymując się przede mną. — Czy był pan w tych dniach w szpitalu, dowiedzieć się?
— Tak, byłem. — A widząc, że patrzy na mnie badawczo, dodałem: