Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

cząca manifestacja wydała mi się najprostszym z hołdów nie dla człowieka lecz dla Idei.
Osobiście wzruszyło mię daleko silniej spalenie rękopisów ojca na jakie dwa tygodnie przed jego śmiercią. Odbyło się to pod własnym jego kierunkiem. Tego wieczoru wszedłem do pokoju ojca trochę wcześniej niż zwykle i, nie zauważony przez nikogo, przypatrywałem się szarytce wrzucającej rękopisy do ognia rozpalonego na kominku. Mój ojciec siedział w głębokim fotelu, oparty na poduszkach. Wstał wówczas z łóżka poraz ostatni. Wyglądał w moich oczach jak człowiek nietyle beznadziejnie chory co śmiertelnie znużony — jak człowiek pokonany. Ów akt zniszczenia papierów dotknął mię głęboko, bo wyglądał na poddanie się. Ale nie śmierci. Dla człowieka tak silnej wiary śmierć wrogiem być nie mogła.
Przez wiele lat byłem pewien, że rękopisy ojca zostały spalone aż do ostatniego skrawka, lecz w lipcu 1914 roku bibljotekarz uniwersytetu Krakowskiego odwiedził mię w czasie mego krótkiego pobytu w Polsce i wspomniał, że istnieje kilka rękopisów mego ojca, a także i serja listów, pisanych przed wygnaniem i podczas wygnania do najbliższego przyjaciela, który przesłał je do uniwersytetu na przechowanie. Poszedłem odrazu do bibljoteki, ale miałem wtedy czas tylko okiem na nie rzucić. Chciałem przyjść znowu nazajutrz i polecić aby sporządzono kopję całej korespondencji. Lecz nazajutrz wybuchła wojna. Więc może już się nigdy nie dowiem, co ojciec mój pisał do najbliższego przyjaciela w czasach domowego szczęścia, w pełni żywych nadziei, w początkach swego ojcostwa — i później, w godzinach rozczarowania, sieroctwa i żałoby.