i nie pisałem ich poto by wyciągać jakiekolwiek osobiste wnioski.
Ale mój oponent nie został ułagodzony. Oświadczył, że powyższe argumenty nie są żadnem usprawiedliwieniem dla tego, co jest już napisane, lecz dowodem iż wcale pisać nie należało.
Zgadzam się z tem, że prawie wszystko, wszystko na świecie mogłoby służyć za słuszny powód aby nie pisać wcale. Ale ponieważ te kartki są już gotowe, chcę powiedzieć na ich obronę co następuje: wspomnień swych, kreślonych bez żadnego względu na ustalone zwyczaje, nie rzuciłem na papier bez systemu i celu. Tkwi w nich pewna nadzieja i pewien zamysł. Nadzieja, że może z tych kart wyłoni się nareszcie wizja osobistości; człowiek tkwiący za książkami tak zasadniczo różnemi jak naprzykład „Szaleństwo Almayera“ i „Tajny agent“ — a jednak konsekwentny i zrozumiały na tle swego życia. Taka jest moja nadzieja. Bezpośredni cel, związany ściśle z nadzieją, dąży do przedstawienia osobistych wspomnień przez wierne oddanie moich uczuć i wrażeń, dotyczących napisania mej pierwszej książki oraz mego pierwszego zetknięcia z morzem.
Może w połączonych świadomie dźwiękach tej podwójnej melodji niektórzy z mych przyjaciół odkryją gdzieniegdzie subtelną harmonję.