Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.
I

Książki można pisać w przeróżnych miejscach. Zdarza się, że natchnienie wcielone w słowa nawiedza kajutę marynarza na statku unieruchomionym w środku miasta przez zamarzniętą rzekę; a że święci spoglądają podobno życzliwie na pokornych wyznawców, lubię sobie wyobrażać cień starego Flauberta (co wierzył między innemi że jest potomkiem wikingów), unoszący się z żartobliwem zainteresowaniem nad parowcem Adowa, objętości 2.000 ton, uwięzionym przez niełaskawą zimę przy bulwarze w Rouen; na tym właśnie parowcu zacząłem pisać dziesiąty rozdział „Szaleństwa Almayera“.[1] Powtarzam, że cień Flauberta przyglądał mi się z zainteresowaniem, bo czyż dobrotliwy normandzki olbrzym o wielkich wąsach i grzmiącym głosie nie był ostatnim z romantyków? Czyż w swem nieziemskiem, prawie ascetycznem poświęceniu dla sztuki, nie był czemś w rodzaju świętego pustelnika-literata?

— „Zaszło nareszcie — rzekła Nina do matki, wskazując na wzgórza, za które stoczyło się słońce...“ Pamiętam jak kreśliłem te słowa romantycznej córki Almayera na szarym papierze bloku, który leżał na

  1. Adowa przybyła do Rouen 4. XII. 1893 r., a 10. I. 1894 r. wyruszyła z powrotem do Londynu. 17. I. 1894 Conrad opuścił Adowę; w tym samym dniu skończyła się jego marynarska karjera, choć sobie z tego sprawy nie zdawał. (Przyp. tłum.).