Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

wzniosłej frazeologji odpowiedniej w tym wypadku) do niektórych miejsc związanych z mojem dzieciństwem i urzeczywistnienie pustych dziecinnych słów, wypowiadających kaprys lekkomyślny i romantyczny.
Było to w roku 1868 — miałem wtedy lat około dziewięciu; patrząc na mapę Afryki, dotknąłem palcem białej przestrzeni, stanowiącej wówczas niezbadaną tajemnicę tego lądu, i rzekłem do siebie z niewzruszoną pewnością i zdumiewającem zuchwalstwem, których nie mam już w charakterze:
— Kiedy dorosnę, pojadę tam.
I naturalnie więcej już o tem nie myślałem, póki mniej więcej w ćwierć wieku później nie trafiła mi się sposobność pojechania właśnie tam — jakby grzech dziecinnej zuchwałości musiał spaść na mą dojrzałą głowę. Tak. Pojechałem tam; ponieważ wodospady Stanleya znajdują się w tamtej okolicy, która w 1868 roku była najbardziej pustą z pustych przestrzeni na wizerunku ziemskiej powierzchni. A rękopis „Szaleństwa Almayera“, który zawsze z sobą woziłem, jakby był talizmanem lub skarbem, również tam ze mną pojechał. To, że wogóle stamtąd wrócił, wydaje mi się szczególnem zrządzeniem Opatrzności, ponieważ wiele innych rzeczy, nieskończenie bardziej dla mnie cennych i pożytecznych, przepadło wskutek nieszczęśliwych wypadków w czasie transportu. Przypominam sobie naprzykład szczególnie trudny zakręt na rzece Kongo, między Kinchassa a Leopoldsville — tem trudniejszy że trzeba go było przebyć nocą w wielkiem czółnie, mając tylko połowę niezbędnych do tego wioślarzy. Mało brakowało, a byłbym został drugim białym z kolei, utopionym w tem interesującem miejscu wskutek wywrócenia się czółna. Pierwszym był młody