zmieniając się co tydzień. Otóż, jak już wspomniałem, gdy twoja ciotka wracała sankami z domu pani Tekli Potockiej, gdzie nasza chora wówczas matka bawiła aby być bliżej lekarza, stało się że stangret zabłądził i utknęli w zaspie. Ciotka twoja jechała sama ze stangretem i starym Walerym, osobistym służącym naszego nieboszczyka ojca. Obaj usiłowali wyciągnąć sanki ze śniegu, a ciotka, zniecierpliwiona zwłoką, wysiadła i poszła sama szukać drogi. Działo się to w roku 1851, o niecałe dziesięć mil od domu gdzie teraz jesteśmy. Drogę prędko odnaleziono, ale śnieg zaczął znów gęsto padać i upłynęło jeszcze cztery godziny zanim dojechali do dworu. Obaj mężczyźni zdjęli baranice i owinęli ciotkę we wszystkie derki, chcąc ją od zimna uchronić; nie zważali na jej protesty, rozkazy, a nawet usiłowania aby zrzucić z siebie te okrycia, jak mi Walery później opowiadał. „Jakżebym mógł — tłumaczył jej — spotkać się z błogosławioną duszą mego świętej pamięci pana, gdybym panienki nie strzegł od złego, póki jest jeszcze choćby iskierka życia w mem ciele?“ Gdy dotarli wreszcie do domu, biedny staruszek zdrętwiał z zimna i nie mógł słowa przemówić, a stangret był w niewiele lepszym stanie, choć miał jeszcze dość sił aby dojechać do stajni. Robiłem twojej ciotce wyrzuty, że odważyła się wogóle w taki czas wyruszyć; odpowiedziała na to w charakterystyczny dla siebie sposób: nie mogła znieść myśli iż siedzę samotnie, smutny i opuszczony. Niepodobna zrozumieć, jakim sposobem pozwolono na jej wyjazd. Widocznie tak być musiało! Lekceważyła kaszel, którego dostała zaraz nazajutrz, lecz wkrótce rozwinęło się zapalenie płuc i w trzy tygodnie już jej nie było! Ona pierwsza odeszła z młodego pokolenia powierzonego mej opiece.
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.