wśród posępnej samotności borów pokrytych śniegiem, maruderzy rozpalili ogień w zacisznej kotlinie, okazało się że stan łupu jest wybitnie niezadawalający. Pies nie był chudy — przeciwnie, wydawał się chorobliwie obrzękły; na skórze jego widniały nagie plamy o nieprzyjemnym wyglądzie. Nie dla futra zabito go jednak. Był duży... Został zjedzony... Resztę pokrywa milczenie —
Milczenie, podczas którego mały chłopczyk wzdryga się i mówi stanowczo:
— Nie mógłbym jeść tego psa.
A babka odpowiada z uśmiechem:
— Może dlatego, że nie wiesz co to znaczy być głodnym.
Dowiedziałem się o tem później. Nie byłem jednak nigdy zmuszony do jedzenia psiego mięsa. Karmiłem się mięsem symbolicznego zwierzęcia, które w języku płochych Gallów zwie się la vache enragée; żywiłem się starem solonem mięsem, znam smak rekina, trepangu, węża, niemożliwych do opisania potraw z rzeczy nieokreślonych — lecz nigdy nie jadłem psa z litewskiej wsi. Pragnę aby mię zrozumiano dokładnie; to nie ja, tylko brat mego dziadka Mikołaj, polski szlachcic osiadły na wsi, Chevalier de la Légion d’Honneur etc. etc., w zaraniu swej młodości jadł litewskiego psa.
Wolałbym aby tego nie był popełnił. Dziecinny wstręt do jego postępku prześladuje w idjotyczny sposób osiwiałego człowieka. Nic na to poradzić nie mogę. Lecz jeśli dziad Mikołaj był naprawdę do tego zmuszony, nie zapominajmy że zjadł tego psa, będąc w czynnej służbie, stawiając mężnie czoło nieprzyjacielowi podczas największej wojskowej klęski nowożytnej historji, i niejako dla dobra ojczyzny. Zjadł go
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.