Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

Było to pierwsze moje zetknięcie z brytyjskim odłamem ludzkości, poza klasą turystów widywaną w hotelach Zurichu i Lucerny — klasą, która w pracującym świecie właściwie nie istnieje. Wiem teraz, że łysy mężczyzna mówił silnym szkockim akcentem. Spotykałem później wielu ludzi z jego rasy, tak na lądzie jak i na morzu. Naprzykład drugi mechanik z parowca Mavis[1] wyglądał jak jego bliźniak. Nie mogę się opędzić myśli że był nim naprawdę, choć mechanik utrzymywał dla osobistych powodów, że nie miał nigdy brata bliźniaka. W każdym razie ten rozważny, łysy Szkot o kruczej brodzie wydał się mym chłopięcym oczom istotą bardzo romantyczną i tajemniczą.
Wymknęliśmy się, nie zwracając niczyjej uwagi. Droga wytknięta przez nas na mapie prowadziła przejściem Furca ku lodowcowi Rodanu, poczem mieliśmy zejść po stoku doliny Hasli. Słońce już zachodziło, gdyśmy się znaleźli na przełęczy, i wkrótce miałem usłyszeć okrzyk, o którym wspomniałem.

Usiedliśmy na brzegu drogi aby prowadzić dalej dyskusję rozpoczętą jakie pół mili wstecz. Jestem pewien że to była dyskusja, bo pamiętam doskonale dowodzenie mego nauczyciela; siedziałem z oczami wbitemi uparcie w ziemię, nie umiejąc mu odpowiedzieć. Usłyszawszy jakiś ruch na drodze, podniosłem oczy i zobaczyłem mego niezapomnianego Anglika. Wiele osób znanych mi w późniejszych latach, ludzi z którymi byłem w zażyłych stosunkach, kolegów ze statku, pamiętam mniej dobrze. Szedł szybko ku wscho-

  1. Statek angielski, na którym Conrad opuścił Marsylję w 1878 jako oficer praktykant; popłynęli na morze Czarne a stamtąd do Anglji, gdzie Conrad znalazł się poraz pierwszy w maju tegoż roku.