dowi (w towarzystwie posępnego przewodnika Szwajcara) i wyglądał niby podróżnik nieustraszony i pełen zapału. Miał na sobie krótkie spodnie i skarpetki pod sznurowanemi butami (dla przyczyn zdrowotnych lub moralnych, oczywiście wyssanych z palca); jego łydki, wystawione na widok publiczny i na ożywcze wysokogórskie powietrze, wyglądały jak marmur i olśniewały ciepłym tonem młodej kości słoniowej. Szedł na czele niewielkiej karawany. Blask zapamiętałej, żarliwej radości z ludzi i górskiego świata rozjaśniał jego pociągłą, bardzo czerwoną twarz, krótkie, srebrzyste baki, oczy pełne naiwnej żarliwości i tryumfu. Przechodząc, rzucił spojrzenie życzliwe a ciekawe i błysnął przyjaźnie dużemi, zdrowemi, lśniącemi zębami ku mężczyźnie i chłopcu siedzącym na brzegu drogi niby wędrowcy okryci pyłem, ze skromnym plecakiem u stóp. Białe łydki Anglika błyskały olśniewająco, nieokrzesany przewodnik o kwaśnym wyrazie twarzy kroczył jak niechętny niedźwiedź u jego boku; mała karawana, złożona z trzech mułów stąpających gęsiego, sunęła pod wodzą tego porywającego entuzjasty. Dwie panie przejechały na mułach jedna za drugą, lecz widziałem tylko ich nieruchome, jednakowe plecy i długie końce błękitnych welonów, które zwisały nisko z identycznych kapeluszy. Były to z pewnością jego córki. Na samym końcu stąpał pracowity muł o obwisłych uszach, objuczony bagażem i prowadzony przez wybladłego, niezgrabnego woźnicę. Nauczyciel mój urwał, popatrzył na karawanę z lekkim uśmiechem i zaczął znów poważnie dowodzić.
Mówię wam, że to był rok pamiętny! Takiego Anglika nie spotyka się dwa razy w życiu. Może był — według mistycznego porządku zwykłych wy-
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.