Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

darzeń — ambasadorem mej przyszłości, wysłanym aby przeważyć szalę w chwili krytycznej — na alpejskiej przełęczy, wśród szczytów berneńskiego Oberlandu, świadków niemych i uroczystych? Jego spojrzenie, uśmiech, żarliwy i śmieszny zapał sunącej naprzód postaci pomogły mi się dźwignąć na duchu. Należy stwierdzić że właśnie w owym dniu, wśród ożywczego powietrza tej wyniosłości, poczułem się doszczętnie zmiażdżony. Był to rok, w którym pierwszy raz wypowiedziałem głośno, że pragnę zostać marynarzem. Z początku oświadczenie to pozostało niedostrzeżone, jak owe dźwięki rozlegające się poza skalą, do której są dostrojone ludzkie uszy. Zdawało się że wogóle nic nie rzekłem. Próbowałem później różnych intonacyj i udawało mi się niekiedy wywołać chwilowe zainteresowanie pełne zdziwienia, coś nakształt pytania: „Cóż to za dziwny hałas?“ A później mówiono: „Słyszałeś co ten chłopiec powiedział? To wybryk wprost niesłychany!“ Niebawem fala zgorszonego zdumienia (nie byłoby większe, gdybym oświadczył że zamierzam wstąpić do Kartuzów) wypłynęła z akademickiego miasta Krakowa, docierając do kilku prowincyj. Rozlała się płytko lecz daleko. Wznieciła mnóstwo wyrzutów, oburzenia, współczującego zdumienia, gorzkiej ironji, zwykłych drwin. Ledwie mogłem zipnąć pod jej ciężarem i oczywiście nie znajdowałem słów na odpowiedź. Ludzie byli ciekawi, co też p. Tadeusz Bobrowski pocznie ze swym nieznośnym siostrzeńcem i spodziewali się dobrotliwie, że przemówi mi skutecznie do rozumu.
A tymczasem mój wuj przyjechał aż z Ukrainy aby się ze mną rozmówić; chciał rozpatrzyć moją sprawę sam, bez uprzedzeń, bezstronnie i sprawiedliwie,