Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Pożarcie nieszczęsnego litewskiego psa w posępnym borze przez mego wujecznego dziada, Mikołaja Bobrowskiego, oraz przez dwa inne zgłodniałe żołnierskie straszydła, uosabiało dla mej dziecinnej wyobraźni całą grozę odwrotu z pod Moskwy i niemoralność zdobywczych ambicyj. Niezmierny wstręt do tego przykrego epizodu zabarwił pojęcie, jakie mam o charakterze i czynach Napoleona Wielkiego. Nie potrzebuję mówić, że to pojęcie jest niekorzystne. Wielki wódz zasługuje na naganę, ponieważ doprowadził prostodusznego polskiego szlachcica do zjedzenia psa, obudziwszy złudne nadzieje w piersi tegoż szlachcica — obietnicą, że przywróci jego narodowi niepodległość. Przeznaczeniem tego łatwowiernego narodu było cierpieć głodowe męki przez sto lat z górą, żywiąc się fałszywemi nadziejami i — powiedzmy — psiem mięsem. Doprawdy, jeśli się nad tem zastanowić, jest to djeta szczególnie trująca. Można zrozumieć niejaką dumę z narodowego organizmu, który wytrzymał długoletnie pożywienie tego rodzaju.
Ale dość tych uogólnień. Wracając do poszczególnego wypadku, p. Mikołaj Bobrowski zwierzył się swojej bratowej (a mojej babce), z właściwą sobie mizantropijną lakonicznością, że po tej kolacji w lesie znalazł się „o włos od śmierci“. Nic w tem dziwnego. Natomiast dziwię się że ktoś wogóle słyszał ową hi-