łowanie do samotności i ciszy. Uważany za skrytego i upartego we wszystkich swych zamierzeniach, był w istocie ofiarą niezmiernie przykrego braku decyzji w sprawach prywatnych. Pod jego milczącem, flegmatycznem obejściem kryła się skłonność do krótkotrwałych napadów zapamiętałego gniewu. Nie miał chyba narracyjnych zdolności, lecz opowiadał jak gdyby z posępnem zadowoleniem, że jest ostatnim człowiekiem, który przejechał konno przez most na Elsterze po bitwie pod Lipskiem. Aby nikt nie wywiódł z tego faktu jakichś wniosków pochlebnych dla jego męstwa, raczył wyjaśniać jak się to stało. Podobno wkrótce po rozpoczęciu odwrotu został wysłany do miasta, gdzie oddziały państw zjednoczonych tępiły dosłownie kilka dywizyj armji francuskiej (a wśród nich polski korpus księcia Józefa Poniatowskiego), stłoczonych beznadziejnie na ulicach. Gdy zapytano pana Mikołaja jak to wyglądało, mruknął w odpowiedzi jedno słowo: „Jatki“. Wręczywszy rozkaz księciu, ruszył natychmiast z powrotem aby zdać sprawę ze swej misji zwierzchnikowi, który go wysłał. Tymczasem nieprzyjaciel zdążył otoczyć miasto; ostrzeliwano pana Mikołaja z domów, a bezładna banda austrjackich dragonów i pruskich huzarów ścigała go aż do samej rzeki. Założono minę pod most już wczesnym rankiem; pan Mikołaj twierdził iż widok jeźdźców, pędzących ze wszystkich stron za nim w pościgu, zaniepokoił oficera dowodzącego saperami i sprawił że podpalono przedwcześnie lonty. Pan Mikołaj nie ujechał i 200 metrów po drugiej stronie rzeki, gdy usłyszał huk fatalnych wybuchów. Tu kończyła się zwięzła opowieść na słowie: „Dureń“ — wypowiedzianem z głębokiem przekonaniem. Świadczyło to o oburzeniu pana Mikołaja z powodu
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.