utraty tylu tysięcy ludzi. Lecz gdy mówił o swej jedynej ranie, jego flegmatyczna twarz rozjaśniała się czemś podobnem do zadowolenia. Czytelnicy zrozumieją że miał do tego niejakie przyczyny; pan Mikołaj był ranny w piętę. „Jak Jego Wysokość sam cesarz Napoleon“ przypominał słuchaczom niby to obojętnie. Niema kwestji że owa obojętność była fałszywa, jeśli się zważy do jakiej niezwykłej kategorji należała ta rana. Sądzę że w całej historji wojen jest tylko trzech wojowników, znanych z tego że byli ranni w piętę: Achilles, Napoleon — zaiste półbogi — a do nich rodzinny pietyzm niegodnego potomka dołącza imię i nazwisko zwykłego śmiertelnika, Mikołaja Bobrowskiego.
Podczas Stu Dni pan Mikołaj bawił u naszego dalekiego krewnego, właściciela niewielkiej posiadłości w Galicji. Jak się tam dostał poprzez całą szerokość zbrojnej Europy i po jakich przygodach, tego, sądzę, nigdy się już nie dowiemy. Wszystkie papiery pana Mikołaja zostały zniszczone na krótko przed jego śmiercią; lecz jeśli był między niemi, jak twierdził, krótki opis jego życia, jestem pewien że ów opis nie zajmował więcej niż, powiedzmy, pół handlowego arkusza. Tak się złożyło że nasz krewny, u którego pan Mikołaj gościł, był austrjackim oficerem i wystąpił z wojska po bitwie pod Austerlitz. Odwrotnie niż pan Mikołaj, który ukrywał swoje ordery, tamten lubił się chwalić zaszczytną swoją dymisją, gdzie stwierdzano iż jest unschreckbar (nieustraszony) wobec nieprzyjaciela. Zetknięcie się tych dwóch ludzi zapowiadało się jaknajgorzej, lecz rodzinna tradycja głosi, że żyło im się razem bardzo dobrze w wiejskiem ustroniu.
Gdy pytano pana Mikołaja, czy podczas Stu Dni
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.