W każdym razie nie dzieła wielkich mistrzów, w których można znaleźć tajemnicę jasnej myśli i dokładnego wysłowienia się.
Już od szóstego roku życia byłem zapalonym miłośnikiem książek, co nie jest może dziwne u dziecka, które nauczyło się czytać, nie wiedząc kiedy. Jako dziesięcioletni chłopczyk znałem wiele książek Wiktora Hugo i innych romantyków. Czytałem po polsku i po francusku, dzieła historyczne, podróże, powieści; znałem „Gil Blasa“ i „Don Kiszota“ w skróconych wydaniach; będąc małym chłopcem, czytałem polskich i francuskich poetów — ale nie umiem powiedzieć, co czytałem w wilję owego dnia, gdy sam pisać zacząłem. Zdaje mi się że powieść, może jedną z powieści Antoniego Trollope’a. To bardzo prawdopodobne. Moja znajomość z tym autorem była wówczas świeża. Jest to jeden z angielskich powieściopisarzy, których czytałem pierwszy raz po angielsku. Z pisarzami o europejskiej sławie, z Dickensem, z Walter Scottem, z Thackerayem było inaczej. W świat angielskiej literatury pięknej wprowadził mię poraz pierwszy „Mikołaj Nickleby“. To nadzwyczajne, jak świetnie pani Nickleby umiała pleść trzy po trzy po polsku, jak ponury Ralf umiał szaleć z wściekłości w polskim języku. Co się tyczy rodziny Crummlesów i rodziny uczonego Squeersa, wyrażali się tak swobodnie, jakby język polski był ich ojczystą mową. Musiało to być świetne tłumaczenie. Czytałem je prawdopodobnie około 1870 roku. Ale chyba jednak się mylę. Nie ta książka wprowadziła mnie po raz pierwszy do angielskiej literatury. Pierwszą moją znajomością z tego zakresu byli „Dwaj panowie z Werony“, i to w rękopiśmiennym przekładzie mego ojca. Działo się to w czasie
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.