Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

naszego wygnania w Rosji, prawdopodobnie w niespełna rok po śmierci mej matki, bo pamiętam że byłem w ciężkiej żałobie — miałem czarną bluzę z białemi wypustkami. Zamieszkiwaliśmy we dwóch mały domek na krańcach Czernihowa — w zupełnem odosobnieniu. Owego popołudnia, zamiast pójść się bawić na wielkiem podwórzu (korzystaliśmy z niego wspólnie z naszym gospodarzem), pozostałem w pokoju gdzie mój ojciec zwykle pisywał. Nie mam pojęcia, co mię ośmieliło do wdrapania się na jego krzesło, dość że w parę godzin później zastał mnie tam klęczącego z łokciami na stole i głową wspartą na rękach — nad rękopisem złożonym z luźnych kartek. Bardzo byłem zmieszany i spodziewałem się bury. Ojciec stał we drzwiach i patrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili milczenia rzekł tylko:
— Przeczytaj głośno tę stronę.
Kartka leżąca przede mną nie była na szczęście pokreślona i pełna poprawek, a przytem pismo ojca było niezmiernie czytelne. Kiedy dobrnąłem do końca, ojciec skinął głową a ja się wymknąłem, szczęśliwy że mnie ominęły wymówki za ten poryw zuchwalstwa. Starałem się później odgadnąć przyczynę ojcowskiej łagodności; wyobrażam sobie że — wcale o tem nie wiedząc — zasłużyłem w oczach ojca na prawo do poufalszych stosunków z jego biurkiem. Miesiąc, a może tylko tydzień przedtem, gdy ojciec mój leżał w łóżku, niebardzo dobrze się czując, przeczytałem mu głośno od początku do końca — ku zupełnemu jego zadowoleniu — korektę przekładu „Pracowników morza“. Sądzę, że stąd pochodziła względność mego ojca. Wówczas to zetknąłem się po raz pierwszy z morzem w literaturze. Nie pamiętam wcale, kiedy, jak