i gdzie nauczyłem się czytać, lecz nie zapomnę chyba nigdy ćwiczeń w sztuce głośnego czytania. Mój biedny ojciec, który czytał sam bardzo pięknie, był nauczycielem niezmiernie wymagającym. Wspominam z dumą, że mając lat osiem musiałem dość dobrze przeczytać tę stronę „Dwóch panów z Werony“. Następnym razem spotkałem się z nimi w jednotomowem wydaniu dzieł dramatycznych Williama Szekspira za pięć szylingów; czytałem je w Falmouth w wolnych chwilach, przy hałaśliwym akompanjamencie robotników, wbijających młotkami pakuły do szwów okrętowego kadłuba w suchym doku. Weszliśmy wówczas do portu, o mało co nie utonąwszy, z załogą odmawiającą posłuszeństwa po miesiącu ciężkich zmagań z burzami północnego Atlantyku. Książki są istotną częścią życia; moje szekspirowskie wspomnienia łączą się z pierwszym rokiem naszego sieroctwa — ostatnim, który spędziłem z ojcem na wygnaniu (odesłał mię do Polski, do mego wuja, z chwilą gdy potrafił zdobyć się na to rozstanie) — i z rokiem ciężkich burz, w którym byłem najbliżej śmierci na morzu, najpierw przez wodę a potem przez ogień.
Pamiętam te wszystkie rzeczy, ale nie pamiętam co czytałem w wilję dnia, kiedy się zaczęło moje literackie życie. Może jedną z politycznych powieści Trollope’a — tak mi się coś zdaje. I przypominam sobie także, jakiego to rodzaju był dzień — jesienny, o powietrzu mieniącem się jak opal, zasnuty na wpół przejrzystą mgłą a jednak pełen jasności, z ognistemi plamami i błyskami czerwonego światła na dachach i oknach przeciwległych domów; bezlistne drzewa skweru wyglądały jak rysunki tuszem na arkuszu bibułki. Był to jeden z tych londyńskich dni, które
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.