małego czółenka na rzece, jak okiem sięgnąć nie było nic widać. Wyszedłem dopiero co, ziewając, ze swej kajuty. Serang, wraz z malajską załogą, oglądał uważnie łańcuchy od ładowania i próbował wind; głosy majtków dochodziły stłumione z dołu, z pokładu, ruchy ich były powolne. Ten tropikalny świt przejmował chłodem. Podoficer, Malaj, który wszedł na mostek aby wyjąć coś ze skrzyni, drżał wyraźnie. Lasy w górę i w dół rzeki, a także i na przeciwległym brzegu, wyglądały czarno i mokro; wilgoć kapała z osprzętu na mocno naciągnięty płócienny dach; ziewnąłem, otrząsając się z zimna i właśnie w środku tego ziewnięcia spostrzegłem Almayera. Szedł przez wypaloną trawę, mglista postać na tle mglistej bryły domu o wysokim dachu z trawy, niskiego domu z mat, bambusów i liści palmowych.
Wstąpił na pomost. Miał na sobie tylko szerokie spodnie z kretonu (w ogromne żółte kwiaty na przykrem, błękitnem tle) i cienką bawełnianą koszulę o krótkich rękawach. Ręce, gołe do łokcia, skrzyżował na piersiach. Czarna jego czupryna wyglądała jakby jej nie strzygł oddawna; jedno wijące się pasmo spadało na czoło. Słyszałem o nim w Singapurze; słyszałem o nim wczesnym rankiem i późno w nocy; słyszałem o nim przy śniadaniu i obiedzie; słyszałem o nim w miejscowości zwanej Pulo Laut od pewnego metysa, który podawał się za dyrektora kopalni węgla; słowa jego brzmiały bardzo kulturalnie i postępowo, póki mi nie oświadczył, że trzeba było zaprzestać prac w owej kopalni, ponieważ jest nawiedzana przez szczególnie okrutne duchy. Słyszałem o Almayerze w miejscowości zwanej Dongola, na wyspie Celebes, gdzie radża tego mało znanego portu (nie można tam zapuścić kotwicy bli-
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.