z tego punktu — nigdy dla rozpaczy! Te wizje, rozkoszne lub dojmujące, są same przez się celem moralnym. Reszta jest naszą sprawą — śmiech, łzy, tkliwość, oburzenie, wyniosły spokój hartownego serca, oderwana ciekawość subtelnego umysłu — to nasza jest sprawa! A niestrudzona, bezinteresowna czujność na wszystkie przemiany żyjącego wszechświata, odbitego w naszej świadomości, jest chyba zadaniem wyznaczonem nam na tej ziemi. Zadaniem, w którem los każe brać udział może tylko naszemu sumieniu, obdarzonemu głosem po to aby świadczyło uczciwie o jawnych cudach, o upiornej grozie, o nieskończonej namiętności i pogodzie bez granic; o najwyższem prawie i wiecznej tajemnicy wzniosłego widowiska.
Chi lo sà? Może tak jest naprawdę. Tego rodzaju wyobrażenie o świecie obejmuje wszystkie religje — prócz tej wiary naopak, prócz bezbożności, która jest maską i płaszczem jałowej rozpaczy — wszystkie radości i wszystkie smutki, wszystkie piękne sny i wszystkie miłosierne nadzieje. Najwyższy cel polega na tem, aby zachować wierność dla wzruszeń zrodzonych z otchłani objętej gwiaździstym firmamentem; nieskończoność gwiazd i przerażająca ich dalekość mogą wzbudzić w nas śmiech lub łzy (któż to w tym wierszu, mors czy też cieśla, „rozpłakał się na widok takiej mnogości piasku?“) a na opancerzonem sercu nie wywrą żadnego wrażenia. Ta cytata z pięknego wiersza[1], która przyszła mi na myśl, nasuwa mi uwagę, że jeśli uznamy wszechświat za widowisko, każde natchnienie będzie
- ↑ Chodzi tu o wiersz „Mors i cieśla“, z książki p. t. „Skroś zwierciadła“ Lewisa Carolla, ulubionego autora angielskich dzieci. Owa książka jest dalszym ciągiem słynnej „Alicji w krainie czarów“ tegoż autora. (Przyp. tłum.)