Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

mniejsza z tem. Pro domo. Niech i tak będzie. Mówię we własnym interesie — tant que vous voudrez. A jednak w gruncie rzeczy nie chodzi mi wcale o usprawiedliwienie swego życia. Podobny zamiar byłby nietylko niepotrzebny i bezsensowny, lecz prawie niezrozumiały we wszechświecie pojętym tylko jako widowisko, gdzie taka przykra konieczność jest nie do pomyślenia. Wystarczy gdy powiem (a mówię o tem dość obszernie na tych kartach): J’ai vécu. Istniałem, zagubiony wśród cudów i przerażeń mych czasów, jak Abbé Sieyès (on to wypowiedział po raz pierwszy przytoczone wyżej słowa), który potrafił istnieć wśród gwałtów, zbrodni i uniesień Rewolucji Francuskiej. J’ai vécu, jak zapewne i większość z nas istnieć potrafi, mijając się nieustannie o włos z różnemi postaciami zniszczenia, ocalając swe ciało — to jasne — a może i duszę, ale tu i ówdzie nie bez szkody dla pięknej linji swego sumienia, tego dziedzictwa wieków, rasy, grupy, rodziny — dającego się urabiać i chłonącego barwę — dziedzictwa na które oddziałują słowa, spojrzenia, czyny, a nawet to, co się przemilcza i ukrywa przed nami w dzieciństwie; dziedzictwa zabarwionego całą gamą delikatnych odcieni i jaskrawych kolorów przez przekazane nam tradycje, wierzenia, przesądy — nieodpowiedzialne, despotyczne, przekonywające, a często nawskróś romantyczne.
A często romantyczne!... Zależy mi jednak na tem, aby moje wspomnienia nie stały się wyznaniami — którą to formę literatury zdyskredytował Jan Jakób Rousseau, wskutek niezmiernej sumienności z jaką przystąpił do usprawiedliwienia swej egzystencji; bo że taki był jego cel, rzuca się w oczy każdemu nieuprzedzonemu czytelnikowi. Ale zaznaczam: ten czło-