Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

łem na własne oczy, zupełnie młodym człowiekiem, bardzo przystojnym, o pięknej czarnej bródce krótko przystrzyżonej, świeżej cerze i łagodnych, wesołych czarnych oczach. Był tak pełen humoru i dobroduszności jak tylko sobie można było życzyć. Spałem jeszcze w skromnym hotelu blisko bulwaru starego portu, zmęczony podróżą via Wiedeń, Zurich, Lyon, gdy wpadł do mego pokoju i otworzył jednem pchnięciem okiennice na słońce Prowancji, łając mnie gwałtownie za wylegiwanie się w łóżku. Jakże miło mnie zaskoczyły jego hałaśliwe wymysły i nakaz, abym wstał i wybrał się natychmiast w „trzyletnią podróż po morzach południowych“. O magiczne słowa! Une campagne de trois ans dans les mers du sud — tak brzmi po francusku określenie trzyletniej wycieczki na dalekie wody.
To przebudzenie było rozkoszne, a życzliwość Solary’ego niewyczerpana; lecz sądzę że w poszukiwaniu dla mnie okrętu nie okazał należytego przejęcia. Służył sam na morzu, ale rzucił je w wieku lat dwudziestu pięciu, uważając że na lądzie będzie zarabiał w sposób daleko przyjemniejszy. Był spokrewniony z niewiarygodną liczbą porządnych i zamożnych rodzin marsylskich. Jeden z jego wujów, ceniony makler okrętowy, miał bardzo duże stosunki na angielskich statkach; inni krewni Solary’ego zajmowali się zaopatrywaniem okrętów, sprzedażą łańcuchów i kotwic, a także żaglowego płótna; pracowali jako uszczelniacze statków, specjaliści od ładowania, cieśle okrętowi. Zdaje mi się że jego dziadek był swego rodzaju dygnitarzem — prezesem pilotów. Poznałem wielu z tych ludzi, a pilotów przedewszystkiem. Pierwszego dnia, który spędziłem całkowicie na słonej wodzie, byłem ich gościem w wielkiej półkrytej łodzi, która pod mocno skróco-