nemi żaglami krążyła w mglistą, wietrzną pogodę, wypatrując okrętowych żagli oraz dymu parowców za smukłą, wysoką latarnią morską Planier, co przecinała białą prostopadłą kresą horyzont omiatany wiatrami. Byli to ludzie gościnni, ci krzepcy prowansalscy marynarze. Pod ogólną nazwą le petit ami de Baptistin stałem się gościem Stowarzyszenia Pilotów i mogłem korzystać z ich łodzi dniem i nocą. Wiele dni a także i nocy spędziłem na morzu w towarzystwie tych prostych, życzliwych ludzi, pod których opieką zaczęła się moja zażyłość z morzem. Nie raz i nie dwa uczciwe ich ręce zarzucały płaszcz z kapturem — zwykłe odzienie śródziemnomorskich marynarzy — na plecy „małego przyjaciela Baptysty“, gdyśmy błąkali się nocą u brzegów Château d’If, wypatrując okrętowych świateł. Oblicza tych marynarzy, schłostane przez wiatr i morze, pochylały się nad mem morskiem niemowlęctwem — oblicza brodate lub ogolone, okrągłe lub chude, o bacznych, pomarszczonych oczach właściwych pilotom, niekiedy z cienkiem złotem kółkiem we włochatem uchu. Pierwszą marynarską czynnością, którą miałem sposobność obserwować, było przybijanie do statków na morzu o każdej godzinie i przy wszelkiej możliwej pogodzie. Moi gospodarze dali mi się tego napatrzeć do syta. I nieraz też zapraszali mię do wysokich, ciemnych domów starego miasta, gdzie zasiadałem u gościnnego stołu; żony pilotów, kobiety o piskliwych głosach i szerokich czołach, nakładały mi bouillabaisse na talerz z grubego fajansu, ja zaś rozmawiałem z ich córkami — krępemi dziewczętami o czystych profilach, ciemnych oczach, olśniewająco białych zębach i wspaniałej gęstwie czarnych włosów ułożonych w skomplikowaną koafiurę.
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.