Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie przyłączył się do chóru żartów i nie poruszył się wcale. Siedział spokojnie na miejscu, oparty o piętę masztu. Mówiono mi już długo przedtem, że miał stopień marynarza drugiej klasy (matelot léger) we flocie, która wypłynęła z Tulonu na zdobycie Algierji w roku pańskim 1830. I rzeczywiście oglądałem kiedyś jeden z guzików jego starego, brunatnego płaszcza całego w łatach, jedyny mosiężny guzik wśród najrozmaitszych innych, płaski i cienki, z wyrytemi słowami: Equipages de ligne. Ten rodzaj guzików skończył się — o ile wiem — wraz z ostatnim francuskim Burbonem. „Zachowałem go z czasów mej służby w marynarce“, wyjaśnił starowina, kiwając szybko raz po raz sępią głową. Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie znalazł tej relikwji na ulicy. Wyglądał tak sędziwie, że mógł był walczyć pod Trafalgarem — a przynajmniej odegrać tam drobną rolę jako chłopiec noszący proch przy obsłudze armat. Wkrótce po naszem zaznajomieniu poinformował mnie we francusko-prowansalskim żargonie, mamląc trzęsącemi się, bezzębnemi szczękami, że kiedy był „smarkaczem ot, takim“, widział cesarza Napoleona wracającego z Elby. Było to nocą — opowiadał mętnie bez ożywienia — w miejscu między Fréjus i Antibes, w otwartem polu. Wielkie ognisko paliło się u rozstajnych dróg. Zebrała się tam ludność z kilku wsi, starzy i młodzi, aż do malutkich dzieci na ręku, ponieważ matki nie chciały zostać w domu. Wysocy żołnierze w wielkich kosmatych czapach stali wkrąg, milcząc, zwróceni twarzą do tłumu, a poważne ich twarze i wielkie wąsy utrzymywały wszystkich w przyzwoitej odległości. Ale on, jako „bezczelny mały szkrab“, przewiercił się przez tłum, dopełznął na czworakach tak blisko jak tylko śmiał do nóg gre-