Był to wielki parowiec towarowy wysokiej klasy, jakich dziś już się nie spotyka; kadłub miał czarny o niskich, białych nadbudówkach, potężny osprzęt o trzech masztach z mnóstwem rei na przednim; dwaj ludzie stali u olbrzymiego koła — parowy ster nie był jeszcze bardzo rozpowszechniony w tych czasach — a na mostku trzej inni wyglądali masywnie w ciepłych granatowych kurtkach; twarze mieli czerwone, okutane po uszy, na głowie zaś spiczaste czapki. Byli to zapewne wszyscy oficerowie. Znałem później dobrze różne statki i spotykałem je dość często, a jednak nazwy ich wyszły mi z głowy, lecz imię tego okrętu, który zobaczyłem raz przed wielu laty wśród różanej jasności zimnego, bladego wschodu słońca, utkwiło mi w pamięci nazawsze. Jakżebym mógł je zapomnieć — był to pierwszy angielski okręt, którego dotknąłem ręką! Jego imię — odczytałem je litera za literą na dziobie — brzmiało James Westoll. Powiecie że to brzmi niezbyt romantycznie. Było to, jak mi się zdaje, nazwisko wielkiego armatora z północy, człowieka znanego i cieszącego się ogólnym szacunkiem. James Westoll! Czy porządny, ciężko pracujący okręt mógł mieć lepsze imię? Sama kolejność tych liter budzi we mnie romantyczne uczucie, jakiego doznałem w owej chwili, gdym ujrzał ten nieruchomy okręt, któremu surowe, przeczyste światło użyczało niezrównanego uroku.
Byliśmy wówczas już bardzo blisko; pod wpływem nagłego porywu zgłosiłem się na ochotnika do czółna, które odbiło zaraz aby odstawić pilota na pokład, a tymczasem nasza łódź, pędzona słabym powiewem towarzyszącym nam całą noc, sunęła w dalszym ciągu powoli wzdłuż czarnego połyskliwego kadłuba. Kilka uderzeń wiosła zbliżyło nas do burty, i wtedy to właśnie,
Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.