Książka ta mniej potrzebuje przedmowy niż inne, bądź moje, bądź czyjekolwiek. Lecz ponieważ zaopatruję w przedmowę wszystkie swoje książki, nie wyłączając nawet „Ze wspomnień“, które są poprostu fragmentem życiorysu, niepodobna mi wyłączyć tej jednej aby nie stworzyć fałszywych pozorów obojętności lub znużenia. Widzę aż nadto dobrze, iż napisanie niniejszej przedmowy nie będzie łatwem zadaniem. W danym wypadku potrzeba — matka wynalazków — jest wykluczona, to też żaden temat do pogawędki nie przychodzi mi na myśl; a że najskuteczniejszym bodźcem do pracy jest również potrzeba, więc poprostu nie wiem jak się zabrać do tej przedmowy. Wchodzi tu również w grę moje usposobienie; unikałem wysiłków przez całe życie.
Mimo tych odstręczających warunków poczucie obowiązku zmusza mię jednak do pracy. Obiecałem napisać przedmowę. W przeciągu niespełna minuty kilku nieostrożnemi słowami wziąłem na siebie zobowiązanie, które odtąd ciężyło mi bardzo na sercu.
Bo ta książka jest spowiedzią sięgającą bardzo głęboko; z czego więc jeszcze mógłbym się zwierzyć na paru kartkach, które dodaję do mniej więcej trzystu, zawierających najszczersze wyznania? Usiłowałem tu odsłonić z bezpośredniością ostatniej spowiedzi jaki był mój związek z morzem, który zaczął się tajemni-