starszy oficer z pomocą bosmana i cieśli przygotowuje kotwice wespół z ludźmi swej własnej wachty, których zna lepiej od innych. Tam pilnuje aby łańcuch został wyklarowany, winda wyłączona, kompresory otwarte; i tam — na dziobie — wydawszy ostatni rozkaz: „Uwaga przy kotwicy!“ wyczekuje bacznie na milczącym statku — który sunie zwolna naprzód ku wybranej przystani — wyczekuje przenikliwego okrzyku z rufy: „Rzuć!“ Przechyla się natychmiast przez burtę i patrzy jak wierne żelazo spada z głośnym pluskiem w jego oczach, które śledzą czy kotwica jest czysta.
Kotwica jest „czysta“, gdy nie zawadziła o swój łańcuch. Musi spadać z dziobu tak, aby łańcuch nie okręcił się o żaden z jej członków, gdyż inaczej okręt stanie na źle rzuconej kotwicy. Nawet na gruncie trzymającym najlepiej można ufać kotwicy tylko wówczas, gdy łańcuch ciągnie prosto za ucho. Dobrze rzucona kotwica w chwilach ciężkich dla statku będzie ustępować powoli; z narzędźmi i ludźmi trzeba się obchodzić uczciwie, aby wydali z siebie siłę, która w nich tkwi. Kotwica jest symbolem nadziei, lecz źle rzucona kotwica jest gorsza od najbardziej zwodniczej z fałszywych nadziei, jakie kiedykolwiek mamiły ludzi lub narody poczuciem bezpieczeństwa. A poczucie bezpieczeństwa, nawet najbardziej usprawiedliwione, jest złym doradcą. Podobnie jak nadmierne poczucie błogości zwiastuje nadejście szału, poczucie bezpieczeństwa wyprzedza szybki cios klęski. Marynarz, który pracuje w bezpodstawnem przeświadczeniu o bezpieczeństwie, traci odrazu więcej niż połowę swej wartości. Dlatego też ze wszystkich mych pierwszych oficerów ten, któremu najbardziej ufałem, nazywał się B. Miał rude
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.