czy sadzenie żagli, lecz oględności nie można się było od niego nauczyć. Nie mógł nic poradzić na swoją głuchotę. Pamiętam tylko jego wesołe usposobienie, jego podziw dla dowcipów Puncha, jego drobne dziwactwa — naprzykład dziwną pasję pożyczania lornetek. Każda z naszych kajut miała swoją własną lornetkę przyśrubowaną do grodzi, i na co P. mógł ich potrzebować więcej, tegośmy nigdy zgłębić nie mogli. Prosił o pożyczenie lornetki tonem poufnym. Dlaczego? Tajemnica. Krążyły różne domysły. Teraz już nikt się nigdy nie dowie. W każdym razie było to niewinne dziwactwo, i oby bóg sztormów, który zabrał go tak nagle z tego świata między Nową Zelandją a Hornem, pozwolił odpocząć jego duszy w jakim raju dla rzetelnych marynarzy, gdzie najgroźniejsze nawet przeciążenie żaglami nigdy statku z masztów nie ogołoci!
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.