Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.

późnione“ pojawią się znowu w dziale: „Z żeglugi“, lecz tym razem pod nieodwołalnem stwierdzeniem: „Statki przepadłe“.
„Statek — albo barka, albo bryg — ten a ten, który opuścił ten a ten port, z takim a takim ładunkiem, dążąc do tego a tego portu, wyszedł w dniu tym a tym, widziany na morzu tego a tego dnia i odtąd nigdzie już nie spotkany, został uznany dziś za przepadły“. Oto jest ściśle oficjalna forma pogrzebowych mów dla okrętów, które — może znużone długą walką a może zaskoczone, co się zdarza i najostrożniejszym z nas — uległy nagłemu ciosowi wroga.
Któż to wie? Może ludzie na poległym statku żądali od niego zbyt wiele, może wyzyskiwali ponad miarę niezłomną jego wierność, jak gdyby wrobioną i wkutą w to zbiorowisko żelaznych wręg i poszycia, drzewa, i stali, i płócien, i drutów, które się składają na statek — doskonały twór obdarowany siłą, indywidualnością, zaletami i wadami przez ludzi i spuszczany ich rękami na wodę; twór, z którym inni ludzie zawrą znajomość bardziej zażyłą niż stosunek łączący człowieka z człowiekiem, który pokochają miłością prawie równie wielką jak miłość mężczyzny do kobiety i często równie ślepą w zapoznawaniu wad i ułomności.
Trafiają się okręty o złem imieniu, ale nie spotkałem jeszcze żadnego, którego załoga nie ujęłaby się za nim i nie odparła z gniewem wszelkiej krytyki. Przypominam sobie statek, o którym mówiono, że zabija jednego człowieka w czasie każdej podróży. Nie była to potwarz, a jednak pamiętam dokładnie — działo się to w połowie lat siedemdziesiątych — iż załoga tego statku była raczej dumna z jego złej sławy, jakby się składała z zepsutych do cna desperatów, chełpiących