glowiec będzie dalej pruł fale z nieposkromioną odwagą.
Sprawność parowca polega mniej na jego dzielności niż na sile, którą parowy statek w sobie nosi. Ta siła drga i bije jak pulsujące serce między żelaznemi żebrami, a gdy się zatrzyma, parowiec — którego życie jest nietyle walką co pogardliwem ignorowaniem morza — słabnie i umiera na falach. Żaglowiec, statek o nie pulsującym kadłubie, wiedzie rzekłbyś tajemniczo życie jak gdyby nieziemskie, pokrewne magji niewidzialnych sił, a podtrzymywane tchnieniem życiodajnych i śmiercionośnych wichrów.
Tedy ów wielki parowiec, konający od nagłego ciosu, dryfował — niezgrabny trup — daleko od szlaku innych okrętów. I byłby naprawdę się dostał do rubryki „zapóźnionych“ lub może „przepadłych“, gdyby wielorybnik, dążący na północ ze swego podbiegunowego terenu łowów, nie dostrzegł go niewyraźnie wśród śnieżnej zawiei niby dziwną, rozkołysaną wyspę. Żywności było wbród na parowcu i sądzę że pasażerowie nie przejmowali się tym wypadkiem; w niezwykłem ich położeniu dokuczała im chyba tylko beznadziejna nuda albo niejasny lęk. Czy pasażer kiedy odczuwa życie statku, który go wiezie nakształt szacownej paki z wysoce wrażliwym towarem? Człowiekowi, co nigdy pasażerem nie był, niepodobna tego rozstrzygnąć. Ale wiem że niema cięższej próby dla marynarza niż czuć pod nogami martwy statek.
Nie można się pomylić co do tego wrażenia, takie jest złowieszcze, dręczące i przenikliwe, takie pełne