Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

nia że burze były jego wrogami, i mimo to ogarnia je tym serdecznym żalem, z którym się lgnie do przeszłości.
Każda burza ma swoją indywidualność, i właściwie może to nawet nie jest dziwne; ponieważ w gruncie rzeczy burze są przeciwnikami, których podstępy trzeba udaremnić, których przemocy trzeba się przeciwstawić, a z którymi trzeba jednak obcować poufale we dnie i w nocy.
Mówię to jako człowiek od masztów i żagli; morze nie jest dla mnie żywiołem, po którym się pływa, lecz zażyłym towarzyszem. Długość rejsów, wzrastające poczucie samotności, ścisła zależność od potęg, które, dzisiaj życzliwe, stają się jutro groźne, nie zmieniając swej natury, poprostu okazując swą siłę — wszystko składa się na owo poczucie koleżeństwa, jakiego współcześni marynarze doznać nie mogą, pomimo ich całej dzielności. A pozatem współczesny okręt, który jest parowcem, dokonywa rejsów na innych zasadach: nie stosuje się do pogody i nie idzie morzu na rękę. Dostaje miażdżące ciosy, lecz posuwa się naprzód; jest to uparta walka, nie zaś bitwa według zasad strategji. Maszyny, stal, ogień, woda, para wkroczyły między człowieka a morze. Współczesna flota nietyle posługuje się morzem, co wyzyskuje utarte szlaki. Współczesny statek nie jest igraszką fal. Można powiedzieć że każda z jego podróży jest tryumfalnem parciem naprzód; ale zachodzi pytanie, czy to nie większy i bardziej ludzki tryumf być igraszką fal, a jednak utrzymać się przy życiu i dopiąć celu.
Każdy człowiek jest dzieckiem swojej epoki. Czy za trzysta lat marynarze będą zdolni do współczucia, niepodobna tego przewidzieć. Niepoprawna ludzkość har-