Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

tuje swe serce w miarę jak się doskonali. Jakich przyszły marynarz dozna uczuć, patrząc na ilustracje do dzisiejszych albo wczorajszych morskich powieści? Niepodobna tego odgadnąć. Lecz żeglarz z ostatniego pokolenia, mający słabość do karawel dawnych czasów, bo żaglowiec jest ich potomkiem, nie może spojrzeć na niezgrabne ich sylwetki, pływające po naiwnych morzach starodawnych drzeworytów, bez uczucia zdumienia, dobrodusznego szyderstwa, zazdrości i podziwu. Albowiem na tych statkach — których niezwrotność, widoczna nawet na papierze, zapiera dech, budząc wesołość i zgrozę — pływali ludzie będący w prostej linji naszymi przodkami po fachu.
Nie; sądzę, że za trzysta lat marynarze nie będą ani przejęci, ani też skłonni do szyderstwa, czułości lub podziwu. Popatrzą na wizerunki naszych prawie już wymarłych żaglowców okiem chłodnem, badawczem i obojętnem. Wczorajsze okręty nie będą dla ich statków przodkami w prostej linji lecz poprostu poprzednikami, którzy spełnili już swoje zadanie i których rasa wygasła. Marynarz przyszłości, jakimkolwiek statkiem będzie sprawnie władał, poczuje się nie naszym potomkiem lecz naszym następcą.


XXIII

A tak wiele zależy od statku, który, stworzony przez człowieka, stanowi z nim jedno, że ocean nabierze innego wyglądu dla naszych następców. Pamiętam z dawnych lat jak dowódca — właściwie szyper a przez grzeczność kapitan — pięknego żelaznego statku z dawnej floty przewożącej wełnę, kiwał raz głową nad bardzo ładną brygantyną. Szła w przeciwnym kierun-