Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

jemniczy mrok sączy się na statek, jakby cień jakiś przesuwał się w górze nad szaremi chmurami. Niekiedy deszcz spływa strumieniem na głowę, jak z rynny. Wydaje się iż okręt utonie zanim pogrąży się w morzu, jakby powietrze zamieniło się w wodę. Człowiek dyszy, bełkoce, jest oślepiony i ogłuszony, zatopiony, wymazany z życia, rozpuszczony, unicestwiony i spływający wodą, jakby wszystkie jego członki w wodę się przemieniły. I z nerwami naprężonemi do ostateczności czeka aby Zachodni Król się rozpogodził; powinno to nastąpić przy zmianie wiatru, przyczem jest prawdopodobne że wszystkie trzy maszty okrętu będą w mgnieniu oka zmiecione.


XXVII

Poprzedzona wzrastającą gwałtownością szkwałów a czasem słabą błyskawicą, niby sygnałem danym przez machnięcie zapaloną pochodnią wysoko ponad chmurami, zmiana wiatru wreszcie nadchodzi, ciężka chwila przejścia od posępnej, ukrytej gwałtowności południowo–zachodniej burzy od iskrzącego się, dotkliwego, jasnookiego gniewu, którym król wybucha pod wpływem północno–wschodnich nastrojów. Oglądamy inną fazę jego wściekłości, furję usianą gwiazdami — może z nowiem księżyca na czole — potrząsającą szczątkiem poszarpanego płaszcza z chmur, wśród czarnych jak sadza szkwałów sypiących gradem i śniegiem, niby deszczem kryształów i pereł, które odbijają się od rej, bębnią po żaglach i kłapią po nieprzemakalnem ubraniu, bieląc pokłady okrętów zdążających do kraju. Słabe, czerwone błyskawice migocą w świetle gwiazd nad szczytami masztów. Zimny powiew huczy w naprężo-