— No niechtam — krzyknął, udając zniecierpliwienie, jakby ustępował wobec długich nalegań. — Dobrze, dobrze. Jeśli do wieczora zmiany nie będzie, zwiniemy żagiel przedni i statek schowa na noc głowę pod skrzydło.
Uderzyła mnie malowniczość tego określenia w zastosowaniu do statku, który staje w dryfie aby się wydostać ze sztormu, i pod którego piersią przebiegają fale jedna za drugą. Ujrzałem w myśli jak będzie odpoczywał wśród zgiełku żywiołów, niby morski ptak śpiący z głową schowaną pod skrzydło na rozszalałych wodach podczas burzy. Zdanie to w malowniczej dokładności, w trafnem odczuciu, jest jednem z najwyrazistrzych jakie słyszałem z ludzkich ust. Ale co się tyczyło rozkazu aby zwinąć żagiel przedni, zanim statek będzie mógł schować głowę pod skrzydło — miałem co do tego poważne wątpliwości. Były usprawiedliwione. Ten wytrzymały kawał płótna został skonfiskowany przez despotyczny rozkaz Zachodniego Wiatru, do którego należy życie ludzi i dzieła ich rąk w obrębie jego królestwa. Rozległ się przyciszony huk jakby wystrzału i żagiel przedni znikł w mglistem powietrzu; z mocnego płótna nie został nawet pojedyńczy strzęp, któryby wystarczył na uskubanie garści szarpi dla — powiedzmy — rannego słonia. Wydarty z pert, rozpłynął się jak kłąb dymu w dymnych sunących chmurach, rozbitych i poszarpanych przez zmianę wiatru. Albowiem zmiana nadeszła. Odsłonięte, niskie słońce spoglądało gniewnie z zamętu nieba na zmierzwione i straszliwe morze rozbijające się o brzeg. Rozpoznaliśmy leżący przed nami przylądek i spojrzeliśmy na siebie, oniemiali ze zdumienia. Nie mając o tem pojęcia, przepłynęliśmy wzdłuż wyspy Wight, a tamta oto
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.