tru Wschodniego, właśnie w chwili gdy ten władca, odrzucając metodę nieugiętego, oschłego, obojętnego okrucieństwa, zamyśla utopić resztki ludzkiej wytrzymałości w potokach niezwykle zimnej i ohydnej ulewy. Szkwał z deszczem, i gradem, i śniegiem, który wybucha, zwiastowany przez błyskawicę u kresu zachodniej wichury, jest już dostatecznie zimny, i odrętwiający, i dokuczliwy, i okrutny. Lecz gdy suchy wschodni sztorm zamienia się w mokry, wówczas rozpętany przez niego deszcz spada jak zatruty na głowy marynarzy. Jest to coś w rodzaju spokojnej, wytrwałej, oszałamiającej, nieskończonej ulewy, która uciska serce i otwiera je dla złych przeczuć. Ten burzliwy nastrój Wiatru Wschodniego majaczy na niebie czernią dziwaczną i zdumiewającą. Wiatr Zachodni rozwiesza nam przed oczami ciężkie, szare zasłony z mgły i piany, lecz napastnik ze wschodnich płytkich mórz, gdy zebrał całą swoją odwagę, całe okrucieństwo i zdobył się na burzę, odbiera nam wzrok, odbiera go doszczętnie, tak iż czujemy się beznadziejnie ślepi, mając ląd od strony podwietrznej. I oto ten wiatr właśnie sprowadza śnieżycę.
Z głębi czarnego i bezlitosnego serca zarzuca na statki biały, oślepiający całun. Więcej zna nikczemnych podejść niż włoski książę z siedemnastego wieku i równie mało ma sumienia. Bronią jego jest sztylet zatknięty pod czarnym płaszczem, gdy się udaje na swe nielegalne wyprawy. Najlżejsza możliwość jego pojawienia się napełnia strachem wszystkie statki, które uznają władzę Wiatru Zachodniego, od rybackich czółenek aż do czteromasztowców. Nawet gdy jest w najukładniejszym humorze, budzi lęk przed swą zdradą. Słyszałem jak więcej niż sto wind budziło się ze szczękiem wśród cichej nocy niby na komendę, za-
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.