Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

trzącą się ścianę składnicy. — Pół suwerena zostało panu w kieszeni, panie poruczniku. Trzeba się zawsze rozejrzeć jak tam jest z oknami, zanim pan przybije statkiem do nabrzeża.
Była to dobra rada. Ale niepodobna myśleć o wszystkiem, niepodobna przewidzieć zetknięcia się rzeczy pozornie tak od siebie odległych jak gwiazdy i tyki do chmielu.


XXXII

Widok statków zacumowanych w starych dokach Londynu przywodził mi zawsze na myśl stado łabędzi zamkniętych na zalanem wodą podwórzu brudnego czynszowego domu. Jednostajność murów, otaczających ciemny staw na którym siedzą statki, uwydatnia świetnie płynne, wdzięczne linje ich kadłubów. Lekkość tych kształtów, obmyślonych dla przeciwstawienia się wiatrom i morzom, sprawia że przez kontrast z wielkiemi stosami cegieł łańcuchy i liny cum wydają się niezbędne, jakby zapobiegały wzbiciu się statków w górę ponad dachy. Najlżejszy powiew wiatru skradający się zza węgła dokowych budowli porusza tymi jeńcami przykutymi do niewzruszonych brzegów. Wygląda to jakby duch statku niecierpliwił się w swojem więzieniu. Te omasztowane kadłuby pozbawione ładunku niepokoją się przy najsłabszym podmuchu mówiącym o swobodzie wiatrów. Choć krótko zacumowane, przesuwają się nieco na swych leżach, chwiejąc niedostrzegalnie strzelistemi zbiorowiskami sznurów i drewien. Można dostrzec ich niecierpliwość, śledząc jak szczyty masztów chwieją się na tle niewzruszonej, bezdusznej powagi wapna i kamieni. Gdy się przechodzi obok tych