pajęczej, ciągnące się od dziobu i rufy do pachołków na brzegu. Wdzięczny i nieruchomy statek, jak ptak gotów rozwinąć skrzydła, czekał tam, póki nie otworzyły się wrota doku i póki jeden lub dwa holowniki nie wpadły ze zgiełkiem, krążąc wkoło statku jakby z hałaśliwą troskliwością, aż wreszcie zabierały go na rzekę i wiodły, przeprowadzając przez rozwiedzione mosty, przez wrota podobne do tam, między płaskiemi końcami mola z odrobiną zielonej murawy okolonej żwirem; stał tam biały sygnałowy maszt o gaflu i rei, z której powiewało parę flag ciemno–błękitnych, czerwonych lub białych.
Ów New South Dock (była to jego urzędowa nazwa), dookoła którego skupiają się moje wcześniejsze fachowe wspomnienia, należy do grupy West India Docks razem z dwoma mniejszemi i znacznie starszemi basenami nazwanemi „Importem“ i „Exportem“, których wielkość handlowa należy już do przeszłości. Malownicze i czyste jak na doki, te bliźnie baseny ciągną się obok siebie, połyskując ciemną, szklistą wodą, zaludnione zrzadka przez kilka statków przycumowanych na bojach lub umieszczonych daleko od siebie u końca szop w rogach pustych nabrzeży, gdzie zdają się drzemać spokojnie, dalekie, nietknięte zamętem ludzkich spraw — raczej wycofane z obiegu niż czynne. Te dwa skromne baseny, staroświeckie, sympatyczne, były ogołocone ze sprzętu i ciche; nie chwaliły się wyzywająco dźwigami, nie miały przyrządów do gorączkowej pracy na swych wąskich brzegach. Żadne szyny kolejowe ich nie obarczały. Grupki robotników o niezgrabnych ruchach wychodziły zza węgłów szop aby jeść w spokoju posiłek mieszczący się w czerwonej bawełnianej chustce do nosa; ci robotnicy wyglądali jak ma-
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.