tragicznym żartem, dając do zrozumienia iż objąłby u mnie miejsce, a ja nie będę w stanie mu odmówić. Bałem się. Toby było niemożliwe. Nie mógłbym dawać rozkazów panu B., i jestem pewien że nie byłby ich ode mnie długo przyjmował. Nie potrafiłby z tem sobie poradzić, choć potrafił wyleczyć się z pijaństwa — zapóźno.
Wreszcie pożegnał się ze mną. Patrzyłem jak się oddalał, tęgi, o grubym karku, i pytałem siebie ze ściśniętem sercem, ile mu zostanie w kieszeni gdy zapłaci za swój nocleg. I zrozumiałem że gdybym w tej chwili za nim zawołał, nie odwróciłby nawet głowy. On też jest już tylko cieniem, lecz wydaje mi się że słyszę jeszcze jego słowa wypowiedziane na starym Duke of Sutherland, gdyśmy stali na pokładzie zalanym światłem księżyca:
— Porty są do niczego — statki gniją, ludzie schodzą na psy!
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.