ło niczyjego ostatecznego władztwa, i nigdy nie przejęło się sprawą swych panów jak owe kraje, gdzie zwycięskie narody zapuściły korzenie, kolebiąc kołyski i stawiając grobowce. Ten, który — człowiek lub naród — pokłada ufność w przyjaźni morza, a pozostawia odłogiem swą chytrość i siłę swojej prawicy, jest głupi! Ocean, jakby był zbyt wielki, zbyt potężny na pospolite cnoty, nie zna ani współczucia, ani wiary, ani prawa, ani pamięci. Jego zmienność można ujarzmić na rzecz ludzkich zamysłów tylko przez niezłomną wolę i bezsenną, zbrojną, zazdrosną czujność, w której zawsze było może więcej nienawiści niż miłości. Odi et amo[1] może być zaprawdę hasłem tych, którzy świadomie lub naoślep poddali swe istnienie urokowi morza.
Wszystkie burzliwe namiętności przeżyte przez ludzkość w zaraniu jej dni, żądza grabieży i żądza sławy, żądza przygód i żądza niebezpieczeństw, wraz z wielką miłością do nieznanego i marzeniami o władzy i potędze, przeminęły jak obrazy odbite w zwierciadle, nie zostawiając żadnego śladu na tajemniczem obliczu morza. Niezbadane i bez serca, morze nie dało z siebie nic ludziom starającym się o jego niepewne łaski. W przeciwieństwie do ziemi, nie może być ujarzmione ani niewyczerpaną cierpliwością, ani najcięższym znojem. Pomimo swego czaru, który znęcił tak wielu ku gwałtownej śmierci, ogrom morza nie był nigdy kochany na podobieństwo gór, równin, a nawet pustyni. Pomijając zapewnienia i hołdy pisarzy, którzy — nożna to śmiało powiedzieć — nie dbają prawie o nic na świecie poza rytmem swych zdań i harmonją swych okresów, podejrzewam zaiste iż miłość dla morza, do której pewni ludzie i pewne narody przyznają się z taką gotowością, jest uczuciem złożonem; składa się na
- ↑ odi et amo (z łac.) — nienawidzę i kocham