wielkie obszary ziemi, i którego sarkastyczny lecz pobłażliwy ton źle pokrywał niepokój pawie ojcowski. Zdaje się iż usiłowałem podzielić się z wujem wrażeniem (zupełnie bezpodstawnem) że Indje Wschodnie oczekują mego przybycia. Musiałem tam pojechać. Było to coś w rodzaju mistycznego przeświadczenia — coś nakształt wezwania. Ale trudno mi było wyrazić jasno źródła mej wiary temu człowiekowi o nieubłaganej logice, a zarazem o nieskończonej pobłażliwości.
Prawda musiała polegać na tem że, choć niewprawny w podstępy chytrego Greka, oszusta bogów, kochanka dziwnych kobiet, wywoływacza krwiożerczych cieni, tęskniłem jednak za rozpoczęciem mej własnej, skromnej Odyssei, która miała rozwinąć swe cuda i swą grozę hen za Słupami Herkulesa, jak przystoi nowoczesnemu człowiekowi. Lekceważący ocean nie rozwarł się szeroko aby pochłonąć zuchwalca, chociaż statek, śmieszna, przedpotopowa galère mego szaleństwa, stary, znużony, zwątpiały kalosz, wydawał się niezmiernie skłonny do tego by się rozpęknąć i wchłonąć tyle słonej wody ile mógł jej pomieścić. Taka katastrofa byłaby mniej wspaniała lecz równie ostateczna.
Ale obeszło się bez katastrofy. Ocalałem by śledzić na obcem wybrzeżu czarnoskórą, młodzieńczą Nauzykaę[1] wśród radosnego orszaku dziewcząt, niosących kosze z bielizną do jasnej strugi ocienionej czubami śmigłych palm. Żywe barwy fałdzistych szat i złoto zausznic nadawały barbarzyńską, królewską wspaniałość dziewczęcym postaciom, stąpającym swobodnie wśród ulewy słonecznego blasku nakrapianego cieniem. Białość ich zębów bardziej była olśniewająca niż wspaniałe klejnoty w uszach. Cienista strona wąwozu promieniała ich uśmiechami. Te dziewczęta były śmiałe na po-
- ↑ Nauzykaa — epizodyczna bohaterka Odysei Homera, udzieliła pomocy wyrzuconemu na brzeg Odyseuszowi